Terminy podatkowe, czyli jak odnaleźć się w chaosie?
Terminy w prawie podatkowym określane są na co najmniej kilka i to dziwnych sposobów. Można powiedzieć, że podatnik właściwie powinien zapłacić swój podatek, nim słońce będzie w zenicie. Deklarację najlepiej natomiast złożyć, nim kur zapieje.
Ciekawego podsumowania terminów, o których my wszyscy – jako podatnicy – powinniśmy pamiętać, dokonał Łukasz Zalewski w tekście Fiskus lubi zastawiać na podatników językowe pułapki opublikowanym w „Dzienniku Gazecie Prawnej” 16 lipca br. Autor wylicza, jak wiele terminów podatkowych jest w różny sposób określanych. Wymienia kilka przykładów z ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych:
- najpóźniej do 20. dnia miesiąca następującego po miesiącu,
- w terminie do 20. dnia miesiąca następującego po miesiącu,
- w terminie do końca pierwszego miesiąca roku podatkowego,
- w terminie 30 dni od dnia,
- w terminie miesiąca,
- w terminie 30 dni od daty,
- w terminie 7 dni od dnia,
- przed 10 stycznia roku następującego po roku podatkowym.
Jeśli przeanalizowalibyśmy pod tym kątem pozostałe ustawy podatkowe, lista dziwnych terminów z pewnością byłaby jeszcze dłuższa. Nie da się ukryć, że sposób określania terminów w przepisach podatkowych woła o pomstę do nieba.
Autor omawianego artykułu przypisuje ten stan rzeczy złej woli fiskusa, który na każdym kroku próbuje zastawiać na podatników pułapki. A nuż ktoś źle policzy kartki w kalendarzu, podatek zapłaci za późno albo nie złoży jakiegoś dokumentu. Będzie można nałożyć na niego karę lub przynajmniej dodatkowo opodatkować czy nakazać zapłacenie odsetek.
Moim jednak zdaniem ten chaos panujący w określaniu terminu nie jest pułapką. Sidła najczęściej zastawia się świadomie, a ja ten chaos przypisywałbym raczej nieświadomej działalności ustawodawcy. Nieświadomej i niestety chyba również całkowicie przypadkowej. Aż tak złej woli, jak celowe zakładanie pułapek na podatników, ustawodawcy bym nie przypisywał. Posądzałbym go natomiast o to, że obowiązujące przepisy są po prostu dziełem przypadku. Biorąc pod uwagę liczbę aktów prawnych, które albo są tworzone i po kilku tygodniach czy nawet dniach zmieniane, albo ciągle pisanych od nowa, trudno chyba znaleźć posła czy posłankę, którzy by naprawdę czytali wszystko, nad czym głosują. Terminy określone w ustawie o PIT są chyba tego najlepszym przykładem. Nikt, kto by je przeczytał ze zrozumieniem, nie pozwoliłby, by w takim kształcie zostały wprowadzone w życie. Trafne wydaje się zatem podejrzenie, że przepisy tworzone są w częściach przez niezależnie pracujące od siebie grupy. Nad połączeniem ich w całość nikt już jednak nie panuje. A może nawet projektów ustaw nikt nie czyta?
Warto w tym miejscu przypomnieć, ileż to lat mieliśmy dwie skrajnie różne definicje małego przedsiębiorcy – osobną dla podatków dochodowych, osobną dla VAT. Różnic między prawem podatkowym a przepisami ustawy o rachunkowości też wciąż jest całe mnóstwo. Niestety, nie zapowiada się, by w przyszłości miało być inaczej.
Krzysztof Koślicki
redaktor naczelny
www.podatki.biz
Ostatnie artykuły z tego działu
- Kasowy PIT - poznajmy szczegóły projektu zmian
- Kwota wolna wzrośnie do 60 tys. zł? Sejm zaczyna prace nad projektem
- Podatnicy będą mogli wybrać kasowy PIT. Resort finansów opublikował projekt
- Czy wyprzedaż rzeczy osobistych podlega PIT?
- Pracodawcy nie chcą skrócenia tygodnia pracy do 4 dni
- Cena maksymalna prądu obejmie także małe i średnie przedsiębiorstwa
- ZUS: Roczne rozliczenie składki na ubezpieczenie zdrowotne - ważne informacje
- Składki zdrowotne przedsiębiorców do zmiany. MZ przedstawia szczegóły
- Prawo spadkowe do zmiany. Regulacje dotyczące testamentów będą zaostrzone
- Rozdzielność majątkowa a podatki. Przepisy nie gwarantują równości
Wszystkie artykuły z tego działu »
Dodaj nowy komentarz