Grubemu skacze frank

Kierownik był wściekły. Plaga tłustych, nagich ślimaków zżerała mu sałatę, kapustę i wszystko co było do zeżarcia. Do tego wszystkiego ta cholerna instrukcja z ministerstwa. - Pan tu skontroluje ile się da- powiedział Naczelnik i rzucił faks na biurko kierownika – Oczywiście nie muszę przypominać, że liczą się wyniki. Wy-ni-ki. Odstajemy ostatnio od średniej.

- Sam odstajesz od średniej – pomyślał złośliwie kierownik, ale pomogło tylko na chwilę. Kogo tu skontrolować, jak miasteczko małe. Instrukcja mówiła o sprawdzaniu kupna łodzi, drogich samochodów, nieruchomości. Ostatnią łódź w K. kupił sąsiad kierownika pięć lat temu. Za flaszkę i pięć dych. Od kierownika właśnie. Łódka miała z pięćdziesiąt lat i właściwie była składanym kajakiem Mazury 5.
- Kontroluj, kontroluj, wyniki, oszustwa, cholera jasna to już nie może być porządnego miasteczka z uczciwymi obywatelami? – złorzeczył kierownik do siebie – Za ślimaki się Donald zabierz, to jest dopiero przekręt. Kosmici bez kręgosłupa. Rzucę tę pracę i już -I kiedy już miał rzucać pracę jego wzrok zaczepił o gazetę. Bingo!

***

- Dzień dobry. Wezwanie dostałem – powiedział Gruby lekko zaniepokojony.
- A, tak, tak. Wezwałem pana celem złożenia wyjaśnień – powiedział kierownik.
- Z PITem coś nie tak?
- Właściwie wszystko w porządku, ale pamięta pan jak spotkaliśmy się w banku, kredyt pan brał. Udało się? – zagaił niewinnie kierownik.
- Noo, poznaję – odetchnął z ulgą Gruby – Udało się, ale ile zachodu, mój Boże, już myślałem, że mi...